piątek, 23 września 2011

Luksografia czyli malowanie światłem

Wróciłam do ciemni!
Przyznam, że był to miły powrót, bo stęskniłam się już trochę za wspaniałym czerwonym światełkiem. Wróciłam, bo bardzo chciałam sobie pomalować. Ale nie farbami lecz... światłem. I nie na płótnie lecz na papierze fotograficznym. W ten właśnie sposób powstało kilka zdjęć odbiegających nieco od tych, które oglądamy na co dzień...

 

Wbrew moim wcześniejszym odczuciom niełatwo jest zrobić, lub właściwie - skomponować zdjęcie, po prostu je stworzyć. Nawet jeśli ma się do dyspozycji różne akcesoria, które mają w tym pomóc. 
Choć z drugiej strony myślę sobie, że tak jak to zazwyczaj bywa, najtrudniejszy jest pierwszy krok. 

Zastanawiam się, na ile luksografia jest fotografią. Zgodnie z definicją, to jedna z jej najprostszych dziedzin. Obrazy, które powstają dzięki tej metodzie są efektem cienia, rzucanego przez przedmioty ułożone na papierze. Papier należy naświetlić a następnie wywołać tak powstałe "dzieło" metodą analogową. A najciekawsze jest to, że aby stworzyć takie zdjęcie, w ogóle nie trzeba naciskać spustu migawki. Tak naprawdę - nie trzeba nawet mieć aparatu.


Dla mnie luksografia to bardzo ciekawy eksperyment, który pozwala uzyskać interesujące, niekiedy wręcz zdumiewające efekty. Dlatego polecam wszystkim tą zabawę, szczególnie tym, którzy są zakochani w ciemni. Naprawdę warto spróbować czegoś nowego albo po prostu trochę się... pobawić. A przede wszystkim warto jest wrócić do ciemni. Bo tam jest się innym człowiekiem...
Tam jest się człowiekiem analogowym.


poniedziałek, 12 września 2011

Oddech Boga

Nie wszystko można wyjaśnić i nie wszystko powinno być wyjaśnialne.
W wiele rzeczy trzeba tylko wierzyć, bowiem można tylko wierzyć.
św. Filaret

Chcąc wiele zrozumieć przedostałam się przez mazowieckie mgły w samo serce Podlasia.
Rozbudziła się drzemiąca we mnie ciekawość tego miejsca, ludzi, ich religii i kultury, rozbudziła się i zacierała ręce z radości, że wreszcie będzie mogła znaleźć odpowiedzi na wszystkie pytania zaczynające się od "dlaczego?" Miałam to szczęście, że moją przewodniczką była wspaniała osoba "stamtąd", mająca ogromną wiedzę i... cierpliwość, rzecz jasna.

Będąc na Podlasiu nie sposób nie ulec czarowi niezliczonych cerkwi, które znajdują się w tym regionie. Wzbudzają zachwyt te wielkie, jak sobór w Hajnówce czy cerkiew w Białowieży i rodzą podziw te mniejsze mające niezwykłą historię, jak drewniana cerkiew w Nowoberezowie.







Ciekawość, która przywiodła mnie w samo serce Podlasia dała mi pstryczka w nos i kazała nauczyć się pokory. Nie wszystko można wyjaśnić, tak jak i nie wszystko można zrozumieć. Ale jak powiedziała moja przewodniczka - trzeba wierzyć nie zastanawiając się, dlaczego wierni przyjmują komunię z tej samej łyżeczki.

Podobno jak człowiek się modli, wtedy Bóg w nim oddycha. Tak mówią prawosławni, słyszałam na własne uszy... W ciszy cerkwii, w sercu poznanego batiuszki, w szumie wiatru, w oczach Pana Stefana, w gościnności gospodarzy, w okrytych chustami i pochylonych głowach babinek... oddychał Bóg.

Oddech Boga to nie tylko wyznanie wiary, to także serce okazane drugiemu człowiekowi.
I to własnie zrozumiałam będąc na Podlasiu...


niedziela, 4 września 2011

Zza firan na Brzeskiej

Jak myślisz, kogo możesz spotkać na Pradze? 
Dziś na Pradze można było spotkać mieszkańców przeróżnych krajów, którzy prezentowali tam nie tylko oryginalne smakołyki, ale i kawałek swojej kultury, prażan, który wyszli z głębin swoich podwórek na sam środek Brzeskiej oraz wszystkich ciekawskich, którzy dziś wyjątkowo nie bali się wkradać w zakamarki między kamienicami, wchodzić do bram, wspinać się trzeszczącymi pod stopami schodami na ostatnie piętra wysokich kamienic, by zaglądać w każdy kąt, łapczywie szukając odpowiedzi na pytanie - "co tam jest, co jest w środku"?
I mnie również można było tam dziś spotkać :)

Nie będę pisać, że Praga jest cudowna i wspaniała. Mój zachwyt nie jest na stałe wbudowany we mnie, ma swoje granice.
Nie będę pisać, że Praga jest magiczna, bo to byłoby zbyt banalne.
Nie będę pisać również, że kocham to miejsce wraz z jego mieszkańcami, bo niestety ciągle jeszcze uczucie to przeszywa strach.

A nie napiszę tego wszystkiego z jednego powodu.... 
Praga jest prawdziwa do bólu a przełknięcie prawdy niekiedy nie jest łatwe, czasem kolce potrafią mocno skaleczyć delikatne podniebienie. Jest jak prawda o każdym z nas. Nie ma w niej nic fałszywego i obłudnego. Nie ma tu sztucznego blichtru, nie ma pozy ani fałszu. Z każdej pary oczu, która na Ciebie patrzy, bije prawda. 

I taka właśnie dla mnie Praga jest - prawdziwa. Z tymi nieodżałowanym kamienicami, które jeszcze nie umarły. Z grupami młodych chłopaków, którzy patrząc Ci prosto w oczy powoli, jakby stopniując napięcie mówią: "nie rób tego zdjęcia"... Z setkami pustych butelek, które stoją w niejednym kącie. I ze swoimi twarzami... Twarze mieszkańców Brzeskiej. Przyjrzyj się im. Zmarszczki i bruzdy, to pamiętnik ich życia naszkicowany przez czas.

Dziś odkryłam zasnute firaną oblicze warszawskiej Pragi, przez którą jak po morzu płynęły niezliczone ilości ludzi. W tym morzu łatwo można się było zatopić. Płynąc wraz z tłumem zobaczyłam, że cegła wciąż jeszcze jest czerwona, jak to dobrze. Tynk odpada, jednakże fundamenty wyglądają na niewzruszone, jakby nic nie było w stanie ich całkowicie zniszczyć. Jak dobrze...

Bo ja wcale nie chcę nowej, innej Brzeskiej, nie chcę nowej Pragi, pięknej Pragi.
Chcę, by pozostała taka jaka jest.
Chcę, by zawsze była prawdziwa.