poniedziałek, 31 grudnia 2012

Pasja życia


Nie ma końca. Nie ma początku. Jest tylko niezaspokojona pasja życia.
Federico Fellini

Kiedy myślę o mijającym już roku, jak w filmie przewijają się w mojej głowie obrazy. Pojawiają się ludzie, miejsca, emocje, kolory, zapachy i smaki... To był rok pełen wyzwań i nieoczekiwanych zwrotów wydarzeń. Nieprzewidywalny i zaskakujący. Rok uczący pokory, udowadniający, że nie ma w życiu nic stałego, że wszystko jest płynne i umowne. 

Jeśli miałabym nazwać to, co było dla mnie w odchodzącym roku najcenniejsze, to wybrałabym niezaspokojoną pasję życia, która gnała mnie w różne zakątki, bliższe i dalsze. Która pognała mnie dziś na Suwalszczyznę, by doznać tych cudownych chwil - radości z bycia tym, kim jestem, z tymi, których lubię, szanuję i podziwiam. Z tymi, którzy chcą bym była właśnie sobą, a nie kimś innym, wymyślonym.

Z całą pewnością był to rok, w którym przekonałam się jak wspaniałych mam Przyjaciół.
Dziękuję Wam! Bez Was byłabym nikim...





czwartek, 25 października 2012

Zanim opadnie mgła

Mgła jak mleko rozlała się na połoninie i osnuła wszystko wokół swoją puszystą niewinnością. Majestatycznie płynęła wśród wierzchołków drzew. Gdyby tak można było przysłonić nią to co złe, i żeby to złe zniknęło... Byłoby tak pięknie!

Ktoś powiedział, że mówię jakby koniec świata był blisko albo jakby mój świat miał się zaraz skończyć.  I powiedział jeszcze, że to nieprawda. Że czasami to, co najpiękniejsze, jest dopiero przed nami.
Boże, daj mi więc czujność i świadomość chwili, która trwa, żebym mogła ją docenić i abym umiała jeszcze bardziej docenić te momenty, które dopiero nadejdą...
Bo czy życie nie składa się z momentów...?

Gdy oglądam zdjęcia ze świtu we mgle myślę sobie, że miałam wyjątkowe szczęście mogąc znaleźć się w tak niezwykłym miejscu z tak fantastycznymi ludźmi. Jeśli prawdą jest, że najlepsze dopiero przede mną, to jestem dziś cała szczęśliwa i już czekam na to z niecierpliwością.
Choć wolałabym czekać ze spokojem...

A kiedy przyjdzie taki moment, gdy opadnie mgła, to z bólem zauważysz, że świat wygląda tak, jakby ktoś okradł go z magii...
Dlatego mówię sobie i mówię to też Tobie - żyj!
Zanim opadnie mgła...






poniedziałek, 22 października 2012

Jedyne miejsce na ziemi

Niezliczone ilości gwiazd, które można zaobserwować nad bieszczadzkim niebem przypominają Ci o tym, że jesteś tylko pyłkiem we wszechświecie. 

Wszechobecna cisza pozwala usłyszeć własne myśli i... czasem one bolą, są tak bardzo prawdziwe i tak mocno zagłuszone przez wielkomiejski szum, z którego przybywasz.

Ludzie, których spotykasz stają się lustrem, odbija się w nim Twoja twarz - tak wiele już doświadczyłeś, jeszcze więcej będziesz doświadczał.

Bieszczady.... 
Jedyne takie miejsce na ziemi, gdzie doznasz prawdy o życiu i o sobie samym.
I gdzie  nadal możesz czuć się Człowiekiem...






poniedziałek, 15 października 2012

Nie zmienisz Wszechświata

Zatem wszechświat nie jest całkiem taki, jak myślałeś. A skoro tak, czas już, byś zmienił poglądy. Pewne jest bowiem, że nie zmienisz wszechświata.
Isaac Assimov

Piszą, że Kosmos jest przestrzenią, w której znajdują się ciała niebieskie.

Zmierzając w nieznanym mi wcześniej kierunku spodziewałam się ujrzeć wyspy, mielizny, łachy i rzekę - jak się później okazało, ta ostatnia występowała tylko... gdzieniegdzie. Czytałam, że Wisła w Rezerwacie jest trzy razy szersza niż w Śródmieściu... Spodziewałam się, że może być jej w ostatnim czasie nieco mniej, jednak nie sądziłam, że tak zatrważająco mniej.
Krajobraz, który ujrzałam, ani trochę nie przypominał mi niczego zwykłego. Jestem dziś całkowicie pewna, że znalazłam się właśnie w Kosmosie! 








Nie zmienimy wszechświata, ani świata, ani nawet tego tak zwanego "światka". Ale możemy zmienić świat swój własny, bo nikt oprócz nas nie ma na to tak wielkiego wpływu...

Ot i cała kosmologia.

niedziela, 14 października 2012

Czekając na deszcz

Oglądam zdjęcia zrobione dwa tygodnie temu. Na zdjęciach... susza i miejsca, gdzie stałam suchą stopą, a gdzie kiedyś płynęła Wisła. Oglądam, dziwię się i zastanawiam. Nie nad faktem niepokojąco niskiego stanu wody lecz nad tym... dlaczego właściwie? Dlaczego ta Wisła tak mnie urzeka?

Pierwszy raz odkryłam jej oblicze zeszłej zimy - była jeszcze gdzieniegdzie pokryta lodem, co wspominam z uśmiechem na twarzy. Od tamtej pory każda podróż nad rzekę jest ukojeniem i ucieczką od nazbyt często  burej codzienności.

Dla mnie jak i dla Wisły ten rok jest rokiem suszy. Obserwuję jak niebezpiecznie obniża się poziom empatii a wzrasta słupek obojętności. Na suchej wysepce dawnej wrażliwości kryją się strzępy jej pozostałości, wystawione na zewnątrz czekają... Na te kilka kropel... 

A Wisła żyje, tak jak ja. Człowiek przeżywa różne stany, tak jak i przyroda nie zawsze jest stała. Może to jest własnie odpowiedź na pytanie, dlaczego mnie urzeka? I choć ostatni czas nie był dla mnie łatwy, to nadal wierzę, że niebawem znów spadnie deszcz i wszystko wróci do normy, a od codzienności nie będzie trzeba uciekać.

Wraz z Wisłą czekam na deszcz.









sobota, 7 lipca 2012

Biały kwiat, mały ptak i kilka straconych szans


Pewien Marokańczyk opowiedział mi arabską bajkę. Brzmiała ona mniej więcej tak:

Był sobie mały ptak, który pokochał biały kwiat magnolii. Jednego dnia zapragnął powiedzieć jej o swojej miłości. Niestety magnolia go nie chciała. Mimo to mały ptak codziennie do niej przylatywał i każdego dnia wyznawał swoje uczucie, aż wreszcie biały kwiat powiedział: "Pokocham cię, jeśli moje płatki staną się czerwone".
Następnego dnia mały ptak przyleciał do ukochanej, podciął swoje skrzydła i upadł na kwiat. Płatki magnolii stały się czerwone. Dopiero wówczas kwiat zrozumiał, że mały ptak naprawdę darzył ją uczuciem. Ale było już za późno, bo mały ptak był martwy...

Wspaniałe i smutne to, a w dodatku takie prawdziwe...

Wiem, że będąc w Maroku poznałam je trochę powierzchownie, wcale nie twierdzę, że było inaczej. Nie zawsze mogłam wejść tam, gdzie bym chciała, często bowiem musiałam pójść tam, gdzie trzeba. Nie zawsze mogłam zostać dłużej w mieście, które mnie wyjatkowo urzekło, wielokrotnie mogłam pozostać tam tylko tyle, ile trzeba. Od początku byłam turystką i mogłam sobie pozwolić jedynie na tyle, co zwyczajny turysta. A nawet jeśli chciałabym pozwolić sobie na więcej, to dziś... jest już za późno.

Straciłam też kilka swoich szans na cudowne zdjęcia. A widziałam całe mnóstwo pięknych kadrów. Tych zdjęć nigdy nie wywołam, zapisałam je w pamięci swojej duszy, kiedy moje oczy jak migawka bezszelestnie naciskały spust aparatu wspomnień. 

Ale mimo to... Byłam tam, oddychałam tamtym powietrzem, obserwowałam codzienność a czasem i niecodzienność, rozmawiałam z ludźmi, piłam sok z trzciny cukrowej i pozwalałam słońcu na to, by zostawiło na moim ciele kolor Afryki. 

Byłam nieświadoma. Jak biały kwiat z arabskiej przypowieści. Nieświadoma tego, jak bardzo ten kraj mnie pochłonie i jak dużą pustkę poczuję, kiedy z niego wyjadę.
Teraz już wiem.
Czy też jest już za późno...?

 



Na zdjęciach serce Maroka, Marrakech, kilka kroków dalej od wielbionego bądź znienawidzonego Djemaa El Fna.

sobota, 30 czerwca 2012

Nie tylko Berberowie

Kiedy pierwszy raz usłyszałam muezina wyśpiewującego Adhan, poczułam na plecach ciarki. W podobną euforię wpadłam, gdy pierwszy raz zobaczyłam mieszkańców Maroka. Zachwycił mnie ich tradycyjny ubiór, pogodne usposobienie i codzienne życie jakie toczą, tak inne od tego, które znam...


Kolorowe miasta Maroka od rana do nocy wypełnione są ludźmi. Wąskie zaułki medyn czy nieco szersze nawet alejki suków, wyglądają trochę jak koryto rzeki, przez które "płyną" mieszkańcy tego kraju. Tutaj naprawdę tętni życie! 


Jeżeli jak ja, znajdziesz się w takim miejscu pierwszy raz, przez chwilę możesz poczuć się jak w zwariowanym kołowrotku, a uczucie to potęgować będzie docierająca do twych uszu muzyka, wszechobecne zapachy, kolory, język. Głośne "belek, belek" wykrzyczane za tobą w ciasnej uliczce w medynie nie pozwoli Ci jednak stracić przytomności od nadmiaru niecodziennych wrażeń, na przykład takich, że własnie musisz ustąpić miejsce mężczyźnie, który prowadzi osiołka.

W gruncie rzeczy, wszyscy ludzie są tacy sami. 
Różnią się jedynie sposobem, w jaki ten fakt ukrywają.
Yaho de Ville

Nawoływanie z minaretu nagrałam na dyktafon. W Polsce smakuje ono już jednak zupełnie inaczej...

Marrakech

Marrakech

El-Jadida

Safi

Fez

Rabat

Meknes
  
Casablanca

piątek, 29 czerwca 2012

Sen rozumu, czyli: przepis na Szczęście

Podaję sprawdzony przepis. Jest to przepis na Szczęście.
Potrzebne będą następujące składniki:

  • szczypta beztroski
  • odrobina szaleństwa
  • szczery uśmiech
  • ciekawość (według uznania, najlepiej dużo)
  • oraz chęć (bez ograniczeń)

Wszystkie składniki należy połączyć. Przyda się jeden latający dywan, ale właściwie można obyć się i bez niego, przepis sprawdzi się w każdym kraju i na każdym kontynencie.
Po wymieszaniu powyższych składników można spakować jeszcze do plecaka aparat, aby nasz przepis móc czasem uwiecznić na fotografii. Ja tak zrobiłam. Smakowało przepysznie i gwarantuję, że nie ma mowy aby przepis się nie udał :)

Z wielu zdjęć z podróży postanowiłam na początek wybrać zdjęcia marokańskich dzieciaków. Ktoś mądry powiedział, że dzieciństwo jest snem rozumu. Jako dorośli pragniemy do tego stanu powrócić, niestety nie jest to już możliwe, może dlatego, że proza życia jest silniejsza od bujania w obłokach, a przecież nam, dorosłym - nie przystoi.

Mnie się jednak udało zapomnieć o rozsądnym świecie i w kraju bajek tysiąca i jednej nocy poczułam dziecięcą beztroskę. Cóż za piękne uczucie doznawania wolności... Wolności przebywania we własnym świecie, ze sobą i w zgodzie ze sobą, wolności w szaleństwie, w beztrosce, w czerpaniu radości z obserwowania fal oceanu rozbijających się o brzeg i w innych banalnych zajęciach, którym zwykle oddajemy się na wakacjach.

Muszę Was jednak ostrzec. Przepis nie jest w stu procentach doskonały... Produkt szybko się kończy, szczególnie, jeżeli dzielimy się nim z innymi, wówczas strata jest mocniej odczuwalna.

Ale nie ma powodów do zmartwień, bowiem obudzony rozum można znów uśpić. Wystarczy po prostu... zastosować się do przepisu. Dziecinnie proste :)

Essaouira

Fez

El-Jadida

Meknes

niedziela, 13 maja 2012

Majowa melancholia

Chciałabym mieć w sobie odwagę, by zrobić coś szalonego. Spakować życie do jednej walizki. Wrzucić tam kilka wspomnień, parę gestów, niewypowiedzianych słów, garść zapachów i odrobinę wzruszeń. Odnaleźć ukryte głęboko marzenia i tęsknoty. I zaprzyjaźnić się z nimi na tyle, by móc spełniać je na sto procent... 

Czasami chciałabym zostawić za sobą wszysto tak, jak jest, z młodzieńczą lekkością i beztroską. 
I chciałabym się nie bać. Móc znaleźć siłę i spokój, gdy będę zamykać za sobą drzwi idąc w świat realizować marzenia.

Chciałabym też odnaleźć w sobie szlachetność wierzby. Cierpliwie znosić chłody i huragany, które czasami się pojawiają, by każdej kolejnej wiosny odradzać się na nowo, silniejsza.




czwartek, 10 maja 2012

Bagno

Jest kolorowe i uwielbiam jego kolory. 
Nie ma jednego określonego kształtu. Im częściej człowiek się w nie "zanurza" tym częściej możne odkryć w nim coś nowego, innego.  I jest mokre. Diabelsko mokre. 

Stało się tak, że bagno nabrało dla mnie zupełnie nowego znaczenia. Coś, co z pozoru wydawać by się mogło nieciekawe, okazało się nieprawdopodobnie wciągające i bardzo inspirujące. 

Bagno.
Podobno najgorzej jest w nie wpaść... 
Wcale tak nie uważam. Piszę to jako osoba, która wchodziła do bagna zupełnie świadomie, lecz przyznam, że z pewną dozą lęku i przerażenia, choć wcale nie było się czego bać. 

Tymczasem najgorsze bagno jakie może istnieć, to wcale nie jest ten wilgotny, podmokły teren. Przekonałam się o tym bardzo szybko. Najgorsze bagno, jakie może istnieć, to podporządkowanie się ludziom i sytuacjom, to lęk przed powiedzeniem "nie" i strach, przed byciem sobą.  Bagnem jest ucieczka w system, zamykanie ust i potulne kiwanie głową.

Nie potrafię być potulna. Nie potrafię przytakiwać, kiedy mam inne zdanie. Nie umiem uśmiechać się, kiedy wcale nie jest mi wesoło. I nie, nie zgodzę się, by ktoś przywłaszczał sobie moje prawo do wolności wyboru.

Dlatego wolę świadomie wejść do prawdziwego bagna, niż tkwić w sytuacjach, które są idiotyczne i sztuczne, gdzie muszę merdać ogonkiem i udawać, że bardzo mnie to raduje.
Może jestem buntowniczką...? 







poniedziałek, 7 maja 2012

Koniec Europy. Koniec świata.

Całkiem nie tak dawno temu, kiedy śniegu było po kolana, myślałam, że znalazłam się na końcu świata. A były to Bieszczady. Nie dawniej jak wczoraj, brodząc po pas w bagnie i po raz kolejny przełamując swój lęk do wody, również myślałam, że znalazłam się na końcu świata. A było to Polesie. 

Jeszcze wczoraj, niczym nie zakłóconą ciszę przerywał tylko śpiew słowika albo rechot żab, czasem na łąkę przyszedł bocian, a potem spadł majowy deszcz sprawiając, że zieleń stała się absolutnie nieprzyzwoita.

Tak, to miejsce było końcem Europy. U styku trzech kultur był to nawet koniec świata.

Znalazłam kilka takich końców...
Są zawsze są tam, gdzie nie ma hałasu miasta, w zamian za to jest śpiew ptaków, gdzie nie słychać klaksonów, samochodów i tramwajów, za to zobaczyć można ludzi jadących spokojnie rowerem. Gdzie wielkie biurowce zastępują zielone połacie i rzędy hartwigowskich wierzb, a ludzie... Są po prostu ludźmi. Gdzie serdeczne słowo jest czymś zupełnie naturalnym, jak "dzień dobry", gdzie znajduje się czas i chęć, by ze sobą porozmawiać a jeśli ktoś pyta cię jak się czujesz, to jest tym naprawdę zainteresowany.

A podobno tam właśnie kończy się Europa...







Z krańca Europy wróciłam do wielomiejskiego hałasu. Zamieniłam trampki na szpilki, daleko za sobą zostawiłam bagno i wodery. Świeże powietrze zastąpił mi smog. 

I zastanawiam się tylko, czy miejsce, z którego wróciłam, było końcem Europy, czy może jej początkiem.