środa, 29 czerwca 2011

Może jeszcze tam wrócę

Powroty są piękne.
Szczególnie te najbardziej niespodziewane...

Na krótko, bo zaledwie na jeden dzień, znalazłam się w Bieszczadach.
Dotychczas myśląc Bieszczady widziałam przede wszystkim charakterystyczne i ważne kulturowo dla tego regionu cerkwie. Stare, drewniane, murowane, odnowione lub zapomniane... Oczom wyobraźni ukazywały się również inne obrazki wyryte w pamięci - przepiękne połoniny, pasterz prowadzący stado owiec, krzyże o ośmiu końcach, niezwykłe ikony i…kapryśna pogoda, dająca człowiekowi do zrozumienia, że niczego w życiu nie może być pewnym.

Tym razem było inaczej... Tym razem wydawało mi się, że zobaczyłam Bieszczady chrześcijańskie, miejsca kultu Matki Bożej Zagórskiej, Bieszczadzkiej a nawet Czarnej Madonny.

Nieważne, do jakiego Boga modlą się tutaj chrześcijanie, prawosławni, unici, nieważne jaką Matkę Boską proszą o wsparcie, czyj kult czczą... Na tych połoninach, w tych sanktuariach, przy tych kapliczkach i na tych ścieżkach po prostu czuć Jego obecność...

Dlatego, odpowiadając na Twoje wczorajsze pytanie, Kasiu - może jeszcze tam wrócę :)






niedziela, 12 czerwca 2011

Legendarny przylądek

Morze jest moim spowiednikiem...
E. Austriacka
 
Wyjazd nad morze obfitujący w bliższe i dalsze wyprawy, obudził uśpione dziecko we mnie.
Największe wrażenie wywierały na mnie legendy. Gawędy sprzed kilku wieków, choć momentami abstrakcyjne bardziej niż współczesny s-f, mają w sobie niezaprzeczalny urok. Są trochę jak stara fotografia połączona z opowieścią dziadka... Nie tylko pobudzają wyobraźnię ale także w jakiś nieodgadniony sposób sprawiają, że miejsce, które jest z nimi związane, nagle staje się bardzo magiczne i wyjątkowe. Co więcej, wystarczy się w tych legendach na moment zapomnieć, by nagle ze zdumieniem odkryć, że przenieśliśmy się w zupełnie inny wymiar, do świata niepodobnego naszemu...

Takim magicznym miejscem stał się dla mnie przylądek Rozewie... I oczarował mnie - ale nie z bliska, lecz właśnie z tej perspektywy, z Chłapowa, wieczorową porą, kiedy rybacy kończyli już swoją pracę, gdy zmęczone słońce leniwie mówiło dobranoc, a dookoła unosił się zapach niedawno złowionych ryb...




Tam, w oddali, widać latarnię.
podobno jako pierwsza ogień na przylądku zapaliła dla żeglujących Kirsta.

Ciekawe, czy i dla niej morze było spowiednikiem...?



czwartek, 9 czerwca 2011

Kolory Bałtyku

Zatraciłam poczucie czasu.
Nie wiem jaki jest dzień ani która jest godzina, bo przestałam nosić zegarek, nie wiem co będzie jutro, bo nie mam planów na jutro, nie muszę prasować ubrania do pracy, bo wcale nie muszę iść do pracy, i nie muszę się śpieszyć, bo i tak wiem, że nigdzie sie nie spóźnię, a co najważniejsze - nie muszę wcześnie wstawać, bo i tak obudzę się wtedy, kiedy się obudzę :)
A śni mi się tutaj bajecznie...

Otwieram szeroko okno i słysze szum morza.
Zamykam oczy...
Spaceruję po plaży, biegam, odpoczywam, jeżdżę rowerem wzdłuż Półwyspu Helskiego. Moja skóra zmienia kolor, a moje oko wyczulone na barwy morza zapisuje obrazy, wokół mnie...
Piękny jest nasz Bałtyk, pięknie niebieski :) Jego niebieskość wzmacnia złoty kolor piasku i moje przeciwsłoneczne okulary. Wsłuchuję się w szum fal rozbijających się o brzeg.
Otwieram oczy.
Obrazy nie znikają. Nadal tu jestem.

Zatracone poczucie czasu powoli wraca na swojej miejsce. Ktoś martwił się, że zniknęłam, jakże to miłe :) Niebawem wracam.





A tutaj moja ulubiona seria - statek przy porcie:



.... oraz - pingwin :)  przy tym samym porcie: