poniedziałek, 11 kwietnia 2011

Schody, chmury, niebo, dach...

Idąc do Nikąd dotarłam na dach.
Ogród z kwitnącymi zielonymi i szarymi rurami, upstrzony krętymi chodnikami (zimnymi jak ta aura), bezlistnymi pergolami. Chmury, niebo, mostek, schody, i znów niebo, dach, dach, dach... Tafla wody a w niej drzewa. Schody... Wiem dokąd prowadzą.
I nagle znalazłam się tam - w dziwnym tunelu prowadzącym mnie do przeszłości, która wydaje się taka urocza, kochana i słodka. Taka niewinna. Taka naiwna. I taka bezpieczna.
Ale ja... zostanę tu. I teraz. :)