poniedziałek, 30 stycznia 2012

Niepokonane lato

Dopiero w samym środku zimy przekonałem się, że noszę w sobie niepokonane lato
Albert Camus

W Cisnej zima skóła lodem wszystkie okna. Siarczysty mróz szczypał w policzki, palce i w nos...
Gdzieś tam, w srodku, również szczypało...

Nie mogłam oprzeć się zwisającym soplom. Zimne, ostre, niebezpieczne... Pięknie odbijają światło.

Czasami naprawdę trzeba mocno zmarznąć, by odkryć w sobie niepokonane lato...
Ale o tym przekonałam się w dopiero Łopience...






poniedziałek, 23 stycznia 2012

Rzeka snów

Jest wystarczająco istotna, symboliczna i długa, by z dumą zajmować zaszczytne miejsce w polskiej świadomości. Bywa niepoznana, ma swoje tajemnicze, dzikie rozgałęzienia, do których nie każdy może dotrzeć. Niekiedy zdarza jej się być nieco kapryśną i chimeryczną, miewa swoje humory...
Baczyński nazwał ją "rzeką snów", Bełza - "królową".
Jedno jest pewne - czy w blasku słońca czy bez jego promieni, jest wyjątkowa. Ma w sobie tyle piękna i harmonii, że chciałoby się wrócić nad jej brzeg jeszcze nie jeden raz. 
Królowa polskich rzek, Wisła.
W minimalistycznej, zimowej odsłonie.

    







poniedziałek, 9 stycznia 2012

Błękitne oczy husky’ego i ciepły oddech malamuta

Najzwyczajniej w świecie znalazłam się na Alasce!

No dobrze, przyznam - to nie była Alaska, choć w moich wyobrażeniach tak właśnie ten kawałek świata wygląda. To była biała bajka przykryta grubą śniegową pierzyną. Zanim zdążyłam przyzwyczaić się do śniegu w Jakuszycach, nim udało mi się nacieszyć oczy piękną zimą, dokładnie taką, za jaką tęskniłam, zanim pierwsze płatki zaczęły mnie powoli i cichutko przyprószać - usłyszałam je.

Cóż to było za szaleństwo! Psie zaprzęgi ustawiały się do startu i ogłaszały to całemu światu głośno ujadając. Wreszcie nadszedł długo przez nie wyczekiwany moment. Patrzyłam jak te kudłate i te mniej kudłate łapki aż rwą się do biegu, jak przebierają tam i z powrotem, szczekają, mruczą, skaczą w miejscu rozkopując śnieg na wszystkie strony. Patrzyłam, jak oznajmiają wszystkim wokół, że już nie mogą się doczekać, naprawdę nie mogą, one muszą wystartować, bo one po prostu żyją po to, aby biegać w zaprzęgu.

Głośne odliczanie prowadzącego, w rytm psom doskonale znanego: "Hop hop hoooop, okey" - i... wystartowały, szczęśliwie wywieszając jęzory i pędząc przed siebie w szaleńczym tempie.

Pierwsze wrażenie jest nieprawdopodobne, jeszcze dziś na jego wspomnienie czuję jak po plecach przebiegają mi ciarki, ogarnia mnie wzruszenie… Bo to nie są tylko czyste, sportowe emocje, to jest coś więcej -  niesamowita wytrwałość zwierzęcia, całkowite zaufanie maszera (przewodnika) do psów prowadzących go w zaprzęgu, absolutna pasja, z jaką się temu wzajemnie oddają i bezwarunkowe zdanie się człowieka na psa. Bo to właśnie on, pies, jest panem tego turnieju. Nie człowiek, ten bowiem jest tu tylko dodatkiem.

A nagroda?
Dla piesków nagrodą jest ściganie się, one to uwielbiają. Dla maszerów wyścig ma zapewne znaczenie jako sportowa rywalizacja, ale widząc na własne oczy jak obchodzą się z psami, w jaki sposób do nich mówią, z jaką miłością psiaki na nie patrzą, jestem przekonana, że spojrzenie w błękitne, mądre oczy husky'ego i ciepły oddech malamuta są najcenniejszą nagrodą, jaką mogli otrzymać.







A na koniec podziękowania dla Taidy - za "polską Alaskę", i za te piękne emocje, i za to, że zabrała mnie tam, gdzie szarą rzeczywistość zasypał śnieg sprawiając, że przez kilka dni ta szara rzeczywistość przestała w ogóle istnieć (a i dziś, wbrew wszystkiemu, ubrałam ją w kolor śnieżnobiały) :)