Co w tym jest, że inaczej postrzegamy nowe miejsca i ludzi niż znane kąty i starych przyjaciół?
Jak dobrze jest zmienić swoją prywatną przestrzeń, poczuć wolność związaną z brakiem ograniczeń i obowiązków, poczuć dotyk słońca na policzku, zobaczyć szczery uśmiech w czyichś oczach, odkryć przyjemność jaką sprawia lekki deszcz i ciepły wiatr.
Możemy mieć to wszystko na codzień, czemu doceniamy wyjeżdżając?
Majowa wyprawa, mimo, iż w przemiłym towarzystwie, rozbudziła we mnie pragnienie samotnego wyjazdu. Zachciało mi się spakować walizkę i wyruszyć ku wolności i przygodzie. Nie oglądając się za niczym i za nikim, chwilowo zostawic wszystko i wszystkich.
I udać się w podróż, taką w głąb siebie.
Ale potem wrócić, oczywiście :)
Kiedyś to zrobię. To moja prywatna obietnica...
A dziś ze wzruszeniem wspominam wino, które piliśmy w malutkiej knajpce z Węgrami, samotne poranne wędrówki przy porcie, uśmiech pana który codziennie o tej samej porze rozstawiał swój kramik z pamiątkami dokładnie w tym samym miejscu i tak samo równo układał małe przedmiociki z wielce przykładną precyzją i wyjątkową dbałością...