Woda, której dotykasz w rzece, jest ostatkiem tej, która przeszła,
i początkiem tej, która przyjdzie; tak samo teraźniejszość.
Leonardo da Vinci
W dzieciństwie lubiłam chodzić na spacery "nad San". Lubiłam patrzeć jak podczas suszy w rzece tworzą się małe wysepki. Bałam się bardzo, gdy wskaźnik poziomu wody wzrastał zbliżając się niebezpiecznie do punktu krytycznego. Był sobie zawsze ten mój San. I był takim stałym elementem krajobrazu mojego wewnętrznego świata, zmierzającym w określonym kierunku, po własnym szlaku, w granicach swojego koryta.
Prawdziwie olśnił mnie zeszłej jesieni. Ujrzałam go wówczas w kolorze żółtym i zielonym. Barwę żółtą nadało mu leniwie zachodzące słońce, zieleń była kolorem odbijających się w rzece drzew. Właśnie wtedy zobaczyłam go na nowo. Był falujący, błyszczący i świecący.
Tegorocznej zimy ujrzałam jeszcze inny San. Trochę kosmiczny. Trochę ośnieżony. Trochę płynący.
I bardzo monochromatyczny, właściwie pozbawiony barw...
Bez względu na porę roku - San płynie. Życie również, choć pełne jest wielu zakrętów i niespodzianek, początków i końców albo końców, które niespodziewanie okazują się zupełnie nowym początkiem...