poniedziałek, 14 listopada 2011

Kontemplując las

Próbuję przypomnieć sobie kiedy ostatnio byłam w lesie. Nie pamiętam...

Las, w którym znalazłam się tym razem, był wyjątkowo piękny. Pod moimi stopami szeleściły liście, niektóre ocukrzone szronem, pękały małe gałązki. Promienie słońca przedzierały się przez konary drzew a wokół rozbrzmiewała cisza. Było niezwykle, mimo to zupełnie nie potrafiłam się tam odnaleźć. Nie poczułam nic...

Nazajutrz weszłam do lasu nie oczekując zbyt wiele. I właśnie wtedy, zupełnie niespodziewanie, coś się zmieniło. Może tylko jedno - to ja otworzyłam się na las. Wiedziałam już, że jestem we właściwym miejscu.  Chwila, zbyt krótka, spędzona we własnym towarzystwie, w otoczeniu drzew, była dla mnie jak bajka dla duszy a błądzenie po lesie było błądzeniem we własnych snach.

Podobno kontemplując rzeczy piękne sami stajemy się wewnętrznie piękni. Spośród niezliczonej ilości zalet jakie doceniłam odkrywając las, myślę, że za tą jedną mogłabym go naprawdę pokochać.







     

sobota, 5 listopada 2011

Sportowe emocje

Zdobycie gola trwa tylko sekundę
Brian Clought

Ja i piłka nożna. W tym miejscu mogłoby rozbrzmieć głośne: ha ha ha :) 
Jeśli ktoś uważa, że nie wiem co to jest faul i spalony albo kiedy ma miejsce rzut rożny albo dlaczego nastąpił koniec meczu, to ma absolutną rację. Choć szczerze mówiąc sądzę, że po mojej ostatniej sportowej przygodzie jestem już nieco bardziej... zorientowana.

I mimo, że piłka i ja to dwa zupełnie inne światy, bardzo chciałam przekonać się na własnej skórze jak to na meczu jest. No i przekonałam się. Pierwszy raz byłam na stadionie. Zaskoczyło mnie to, że jest taki wielki i jasny, że jest na nim tyle ludzi, głównie mężczyzn. Wszechobecny testosteron uświadomił mi, że wbrew pozorom to jest jednak idealne  miejsce dla mnie. Idealne, mimo, że pan podający mi kamizelkę naprawdę się ze mnie podśmiechiwał, widziałam jego pobłażliwie spojrzenie i udawałam twardzielkę. W istocie - byłam przerażona i przez całą pierwszą połowę w ogóle nie wiedziałam o co chodzi. Szybko jednak przestałam się nad tym zastanawiać - przystojni mężczyźni biegali po boisku czasem na siebie wpadając, piłka ciągle gdzieś leciała, i ten sport rozgrywał się trochę w powietrzu, co było ciekawe.

Czy jest jakaś kobieta, której nie podobałoby się spędzenie piątkowego wieczoru wodząc za tym wszystkim okiem lub też spoglądając przez otwór w aparacie? Myślę, że gdyby nie wczorajszy mecz, w tym miejscu sama podniosłabym rękę, jednakże empiryczne doświadczenie męskich wrażeń sprawiło, że tego nie zrobię.

Nie przedstawiłam jednak bohaterów wczorajszego wieczora!
W rolach głównych: Polonia Warszawa vs. Lech Poznań. Wynik meczu 1:0 dla Polonii. Wynik moich starań: skostniałe palce u rąk i nóg oraz ogólne odrętwienie, choć odczułam je dopiero po meczu. W trakcie rozgrzewali mnie bowiem piłkarze obu drużyn i kibice Polonii szalejący przez cały mecz i dopingujący swoich idoli. Ale cóż tam zimno! Kiedy w ostatniej, dziewięćdziesiątej minucie, padła bramka dla Polonii - kibice oszaleli a ja poczułam tak ogromną radość, tak wielką, że nie potrafię jej opisać i nawet teraz jest dla mnie zaskoczeniem.
Od dziś jestem fanką Czarnych Koszul :) Zdecydowanie.







W myśl cytowanego przez mnie Clought'a, zdobycie gola również i w tym meczu nie trwało dłużej niż sekundę. Niestety nie udało mi się uchwycić tego decydującego momentu, choć stałam zaledwie kilka metrów od bramki. Nie ma to dla mnie jednak większego znaczenia. Ta sekunda przyniosła bardzo fajne sportowe emocje i doznania, których nigdy wcześniej nie miałam okazji doświadczyć, a które trwały znacznie dłużej niż ułamek jednej minuty.

Szczególne podziękowania dla Przemka W., który wykazał się niemałą cierpliwością wprowadzając mnie w arkana fotografii sportowej :)

wtorek, 1 listopada 2011

Zapalając świeczkę

Prawdziwą wartość drugiego człowieka odkrywamy dopiero wtedy, 
kiedy już go nie ma. 
Jak skarb, który trzymało się w dłoni,
ale bezwiednie pozwoliło mu się wyślizgnąć przez palce.
Jonathan Carroll






Listopad. Z drzew opadają liście a w głowie pojawiają się obrazy, filmy, kadry...

Pamiętam Babcię jak siedzi przy stole, oświetlona przez wpadające oknem promienie słońca malujące na Jej postaci i na stole wzory z firanki. Babcia siedzi, pochylona nad książką, w okularach, zupełnie nieobecna. Nie usłyszała, że weszłam. Pamiętam stos nieprzeczytanych książek, jej portret rysowany ołówkiem i kota o imieniu Malwin śpiącego w fotelu.

Pamiętam również jak pachniał Jej dom. I pamiętam wnętrze - wielkie lustro z toaletką, drewniane, ciemnobrązowe meble. Szafka zamykana na kluczyk, w której zgromadzone leżały setki czarno-białych zdjęć. Pamiątka życia, całego Jej życia. Migawki zdarzeń jakże licznej rodziny - śluby, wesela, dzieci, opłatek. Nie rozróżniam ciotek, wszystkie śliczne, uśmiechnięte, młode. I dziadek z chłopcem w kędzierzawych włosach, ten chłopiec to mój Tata. Uwielbiałam oglądać te zdjęcia, choć prawie nigdy nie wiedziałam, kto na nich jest.
Co się z nimi stało...?

Pamiętam również Babcię siedzącą przed telewizorem, oglądającą relację na żywo z jakiejś uroczystości państwowej na Placu Piłsudskiego. Śpiewającą żołnierskie piosenki. Tylko w takich chwilach okazywała swoją słabość i roniła łzy. Na co dzień musiała udawać, że jest silna.

Żałuję, że pozwoliłam wyśliznąć się Jej starej, schorowanej ręce z mojej infantylnej dłoni. Żałuję, że tak naprawdę nigdy Jej nie poznałam. Była przecież tak blisko... 

Nie zawsze w dzień taki, jak dziś, mogę być na grobach bliskich.
Bez względu na to zawsze tego dnia zapalam świeczkę. Zapalam ją w swoim sercu. 
Śpij dobrze, Babciu.