środa, 10 sierpnia 2011

Bibeloty Babuni

Babcię mojej przyjaciółki, Karolci, poznałam wtedy, kiedy i ją, czyli jeszcze na studiach. Nikt nie mówił o Niej babcia, lecz zawsze Babunia. Pięknie to pasowało do Jej białych włosów, spokojnej natury, ciepła w oczach i pozytywnej aury jaką rozsiewała wokół siebie.

Ponieważ Babunię spotykałam zwykle w domu rodzinnym mojej koleżanki, zawsze tajemnicą było mieszkanie Babuni znajdujące się przy Rozbracie. Aurę tajemniczości budowała moja przyjaciółka opowiadając mi wiele o tym miejscu lecz nie zabierając mnie tam nigdy. Czasami kazała mi nawet czekać przy klatce, gdy byłyśmy razem w okolicy a ona musiała odwiedzić Babunię tylko na chwilę. Dlaczego? Karolcia twierdziła, że nie pokaże mi miejsca, w którym jest "tyle, tyle rzeczy…". Rzeczy, nad którymi nie można zapanować, gdyż Babunia nie pozwala, by nad nimi zapanowano. Babunia bowiem miała słabość do zbierania, chomikowania i przechowywania wszelakich bibelotów, była do nich tak przywiązana, że nie chciała by zniknęły lub by ktokolwiek je wyrzucił. A zapewne takie próby były podejmowane. Niektóre zakamarki, jak na przykład mały schowek tuż przy wejściu, zamykała na kluczyk który skrywała tylko w sobie wiadomymi miejscu. Trudno się dziwić, skoro przeżyła lata wojny i okupacji i zapewne były w tamtych czasach momenty, że nie miała nic... Może nie miała nawet co jeść?

Od Karolci co raz dochodziły mnie niezwykłe informacje o cudeńkach, znalezionych przypadkowo u Babuni: a to jakieś stare i pożółkłe ale niezwykle ważne dokumenty, a to jakaś śliczna sukienka, albo zdjęcia bliskich, których nigdy nie widziały nawet córki Babuni.

Z tych powodów mieszkanie Babuni było dla mnie zawsze tajemniczą i fascynującą zagadką. Aż do wczoraj, kiedy to Karolcia zabrała mnie do tego niezwykłego świata. Czekałam na ten moment… dziesięć lat! Całkowicie podekscytowana wkroczyłam do pięknego, przestronnego i dużego mieszkania, z okrągłym, drewnianym stołem na samym środku w wielkim pokoju, dużymi zasłoniętymi firanami oknami, na parapetach których rosły ładnie zielone kwiaty.

Cudowny świat i zapach! Poczułam się tam niczym Alicja w krainie czarów. Och, czegóż tam nie znalazłyśmy... Tysiące bibelotów. Jakby pozostawionych tylko na chwilę, odłożonych na moment, może dwa. Zapewne każda z tych rzeczy ma swoją historię. Haftowane serwetki, ozdobne maleńkie wazoniki, szpilki, szpulki, guziczki, korale, perły, listy, zapisane karteluszki, skrawki słów - czyich?, zdjęcia, pamiątki, laurki, kuferki, lustereczka, ozdoby wszelakie....

Nie sposób wyliczyć tych drobiazgów, które były wszędzie. Wypełniały każdą szufladę, każdy kuferek, misternie zapakowane, potrzebne, niezbędne, ułożone wg kolorów, wielkości, kształtów...
Duch Babuni zapewne był z nami, kiedy przymierzałyśmy zwariowane okulary w przeróżnych kształtach i kolorach, kiedy czytałyśmy listy od jej dawnych uczniów, gdy zakładałyśmy satynowe rękawiczki sięgające nam aż po łokieć.

Wczorajsze popołudnie bardzo szybko zmieniło się w wieczór.
Zobaczyłam tylko skrawek, maleńki ułamek tego, co skrywają zakamarki w mieszkanku Babuni. Jestem szczęśliwa, że mogłam odwiedzić Ją w Jej świecie. Szkoda, że nie mogła być z nami. Wiem jednak, że spokojnie odpoczywa… Już gdzie indziej…










1 komentarz: