sobota, 23 lipca 2011

Spotkanie z magią (cz. 2)

Kiedyś byliśmy cali w plamach...
Przemysław Wierzchowski

Dziś, na dobry początek tego wpisu, postanowiłam przytoczyć przewrotne, zabawne i jednocześnie bardzo prawdziwe słowa o chemicznej stronie pracy w ciemni i jej fizycznych skutkach.
Plamy, o których mowa, znajdowały się oczywiście na ubraniach... :)

Mnie udało się dzisiaj pacnąć sobie "chemią" niemalże do oka (więc ubranie nie ucierpiało) oraz uchwycić kilka ujęć plam, które znalazły się na stole w pracowni. Nie są to zwyczaje plamy, ponieważ odbija się w nich majestatycznie cudowne, tajemnicze i bardzo czerwone światło.
Jakże ja będę za nim tęsknić...

I właśnie dziś był mój wielki dzień! Nagrodą za kilkugodzinną pracę są zdjęcia. Moje pierwsze czarno-białe zdjęcia, które (prawie) sama wywołałam... Teraz, kiedy leżą już wysuszone, gotowe, równo ułożone, kiedy patrzę sobie na nie, czuję się fantastycznie. Może nie zabrzmi to skromnie, ale jestem z siebie dumna :)

Zasmakowałam w fotografii analogowej i wiem już, że tej magii nie da się opisać w zwykłych słowach. Bo jak opiszesz co czujesz, kiedy wkładasz zdjęcie do pojemnika z wywoływaczem i widzisz jak powoli na białym kawałku papieru pojawia się obraz? Jakich słów użyjesz?
Właściwie wystarczy jedno słowo: Magia. Ale to za mało. Uwierzcie mi, tego nie da się opisać.
To trzeba poczuć...









Magia i niepowtarzalność fotografii analogowej tkwi w wielu czynnikach, które doprowadzają cały proces rozpoczynający się zrobieniem zdjęcia do jego wywołania. 
Jestem bardzo szczęśliwa, że mogłam tego doświadczyć...

c.d.n.

2 komentarze: