wtorek, 1 listopada 2011

Zapalając świeczkę

Prawdziwą wartość drugiego człowieka odkrywamy dopiero wtedy, 
kiedy już go nie ma. 
Jak skarb, który trzymało się w dłoni,
ale bezwiednie pozwoliło mu się wyślizgnąć przez palce.
Jonathan Carroll






Listopad. Z drzew opadają liście a w głowie pojawiają się obrazy, filmy, kadry...

Pamiętam Babcię jak siedzi przy stole, oświetlona przez wpadające oknem promienie słońca malujące na Jej postaci i na stole wzory z firanki. Babcia siedzi, pochylona nad książką, w okularach, zupełnie nieobecna. Nie usłyszała, że weszłam. Pamiętam stos nieprzeczytanych książek, jej portret rysowany ołówkiem i kota o imieniu Malwin śpiącego w fotelu.

Pamiętam również jak pachniał Jej dom. I pamiętam wnętrze - wielkie lustro z toaletką, drewniane, ciemnobrązowe meble. Szafka zamykana na kluczyk, w której zgromadzone leżały setki czarno-białych zdjęć. Pamiątka życia, całego Jej życia. Migawki zdarzeń jakże licznej rodziny - śluby, wesela, dzieci, opłatek. Nie rozróżniam ciotek, wszystkie śliczne, uśmiechnięte, młode. I dziadek z chłopcem w kędzierzawych włosach, ten chłopiec to mój Tata. Uwielbiałam oglądać te zdjęcia, choć prawie nigdy nie wiedziałam, kto na nich jest.
Co się z nimi stało...?

Pamiętam również Babcię siedzącą przed telewizorem, oglądającą relację na żywo z jakiejś uroczystości państwowej na Placu Piłsudskiego. Śpiewającą żołnierskie piosenki. Tylko w takich chwilach okazywała swoją słabość i roniła łzy. Na co dzień musiała udawać, że jest silna.

Żałuję, że pozwoliłam wyśliznąć się Jej starej, schorowanej ręce z mojej infantylnej dłoni. Żałuję, że tak naprawdę nigdy Jej nie poznałam. Była przecież tak blisko... 

Nie zawsze w dzień taki, jak dziś, mogę być na grobach bliskich.
Bez względu na to zawsze tego dnia zapalam świeczkę. Zapalam ją w swoim sercu. 
Śpij dobrze, Babciu. 


3 komentarze: